Publiczna obrona prac dyplomowych
– Zależy nam na jak największej przejrzystości obron, a to z pewnością jest krok w tym kierunku – mówi Bartłomiej Banaszak, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej. Podkreśla jednak, że w ustawie powinien pojawić się zapis o tym, że publiczna obrona jest możliwa „na życzenie” a nie „na wniosek” studenta: – Wtedy będzie pewność, że uczelnia nie odmówi mu takiego prawa.
Propozycja ministerstwa to rewolucja, bo dziś zdobycie dyplomu odbywa się w aurze tajemniczości. Student zasiada przed dwu-, trzyosobową komisją złożoną z promotora jego pracy i recenzentów. Ma udowodnić, że wie, o czym pisał i odpowiadać na pytania. Teoretycznie ten ostatni egzamin to formalność. Ale zdarza się, że w komisji zasiada profesor, który studenta nie lubi. Przez kiepskie recenzje albo złośliwe pytania niejeden kandydat pożegnał się z tytułem magistra.
Na żądanie studenta
Odwołać się od tej decyzji nie sposób. Obrona odbywa się za zamkniętymi drzwiami, a student nie ma nawet wglądu w recenzję swojej pracy. Teraz ma się to zmienić. W przedstawionych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego założeniach do nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym zapisano, że dopuszczalne będzie przeprowadzanie publicznych obron prac licencjackich, magisterskich i inżynierskich. Jeśli student będzie chciał zaprosić na obronę rodzinę czy przyjaciół, a profesor np. innych ekspertów z danej dziedziny – ustawa im to umożliwi. Wcześniej trzeba jednak napisać wniosek do władz uczelni, by wyraziły zgodę na publiczną obronę.
– Nie chcieliśmy narzucać wszystkim obowiązku publicznych obron, bo przecież dla niektórych studentów to i tak wystarczający stres, a poza tym z dnia na dzień uczelnie mogłyby nie być na to przygotowane. Wprowadzenie takiej możliwości jest z korzyścią dla obu stron: student w razie wątpliwości będzie mógł się przekonać, że jest oceniany merytorycznie, profesor będzie mógł zaprezentować efekt pracy swojego studenta i własnej, a w niektórych przypadkach dodatkowo upewnić się, że nie ma do czynienia z plagiatem – mówi Bartosz Loba, rzecznik MNiSW.
źródło „Metro”