Rozwiązania m.in. tych problemów szukali uczestnicy niedawnej warszawskiej kawiarni naukowej u dr Katarzyny Kłosińskiej z Rady Języka Polskiego i Bartka Chęcińskiego, autora wydanego przed kilku laty „Wypasionego słownika najmłodszej polszczyzny”, dziennikarza „Przekroju”.
„Słowa rodzą się spontanicznie, przez jednych są używane, a przez innych nie, żyją długo lub krótko, nikt nad tym nie panuje, bo taka jest natura każdego, żywego języka” – mówił Chęciński. Przykładem jest dość powszechnie stosowane przez młodzież, a nietolerowanie przez starszych słowo zaj….ty. Do innej kategorii słów, które pojawiły się ostatnio, należą na przykład takie jak „wykiełbasić się”, czyli nabyć pełnych cech, rozrosnąć się do pełnych wymiarów, niedosłownie – upaść się (użyte po raz pierwszy w tekście jednego z hip-hopowych zespołów), czy „sorewicz” – o człowieku, co wiecznie przeprasza (słowo pochodzi od angielskiego sorry, spolszczone też młodzieżowo na „sorki”).
„Ludzie często zwracają się do językoznawców, również do Rady Języka Polskiego, o pomoc w rozstrzygnięciu, co jest właściwe w języku polskim, a co nie. Nie wiedzą, że istnieje różnica między normą językową a uzusem, czyli przyjętym w danej społeczności zwyczajem językowym” – mówiła dr Kłosińska.
Jej zdaniem ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że zadaniem Rady – powołanej w roku 1996 przez PAN działającej od roku 2000 na mocy ustawy sejmowej – jest raczej ustalanie zasad pisowni i dbanie o ochronę języka polskiego przed zachwaszczaniem go przez nazwy obce pojawiające się na szyldach, paragonach, metkach i w instrukcjach obsługi, a nie cenzurowanie języka mówionego we wszystkich jego odmianach i formach.
Jak więc sobie radzić w sytuacjach wątpliwych? Stosować metodę prób i błędów – radziła językoznawczyni. Albo dostosowywać swój słownik do słownika środowiska, w którym się aktualnie znajdujemy, albo też zawsze mówić tak, jak wydaje się nam, że powinniśmy mówić – niezależnie od miejsca i okoliczności.
Skąd się biorą w ogóle słowa? Najczęściej pochodzą z form już istniejących, którym nadano nowe znaczenie. Spopularyzowanie forum internetowego wytworzyło spontaniczną potrzebę utworzenia osobnego słowa, oznaczającego uczestnika forum. „Mało kto wie – mówiła dr Kłosińska – że słowem takim jest forowicz, a nie jak niektórzy mówią: forumowicz (analogia z uczniem liceum – licealistą, a nie liceumlistą, nowe słowo powstaje poprzez dodanie przyrostka do rdzenia pozbawionego „um”).
Nowe słowa pochodzą też z zapożyczeń i powstają w wyniku tzw. procesów metaforycznych. Na przykład z rzeczownika „raz” oznaczającego cios, uderzenie powstała cała klasa słów takich jak urazić, przerazić (dawniej oznaczało: przebić na wylot), porazić (prądem, złą wiadomością). Słowo rozpacz było kiedyś bardzo konkretnym pojęciem oznaczającym rozeschnięcie się drewna (drewno rozpaczone, wypaczone). Od niego utworzył się cały system metafor z rozpaczą jako uczuciem włącznie. Abstrakcyjny dziś „powód” pochodzi od słowa oznaczającego rzemień do ciągnięcia, powożenia konia. Słowo „pokolenie” oznaczało kiedyś część przyrostu łodygi rośliny nad kolankiem (zgrubieniem).
Licznie przybyli do kawiarni goście interesowali się też m.in. jak poprawnie odmieniać w zdaniach obce słowa i zwroty (np. „Idę do KFC”, dr Kłosińska zalecała wymawiać „KaeFCe”), stosowaniem właściwych odmian męskich i żeńskich (np. ten rodzynek i ta rodzynka – obie formy są poprawne, ale konsekwentnie trzeba je potem w zdaniach odmieniać), czy używaniem polskich słów, a nie ich angielskich zamienników („wydarzenie” a nie „event”, „sprzedawca” a nie „salesmen”- w wymowie: sejlsmen), rezerwować a nie bukować (od angielskiego „to book”). Przy okazji słowo bukować – przypomniała dr Kłosińska – ma także i swój polski, zapomniany już rodowód. Oznaczało dawniej wydawać dźwięk podobny do charczenia łosia podczas walki na rykowisku…
źródło: PAP – Nauka w Polsce, Waldemar Pławski